Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/291

Ta strona została uwierzytelniona.

czarną jej suknię przerzynających, wstępowała przedemną prosta, lekka, co chwilę odwracająca ku mnie twarz rozjaśnioną prawdziwie promiennym uśmiechem. Bo chociaż zapierała się i zrzekała materjalnych praw własności do tego domu i wszystkiego co w nim było, moralnie czuć się musiała jego panią i oprócz tego, może bardzo kochała i ten dom i wszystko, co w nim było, chociaż nie swoje, przecież rodzone. Dlatego uśmiech, z jakim obracała się ku mnie wstępując po schodach, był prawdziwie promiennym. Czy ona kiedykolwiek zgodzi się opuścić ten dom — nie swój jednak?

Z kaplicy, która była dużym pokojem, na kaplicę urządzonym, a w której miałem przyjemność oglądać najpiękniejszą jaką kiedykolwiek widziałem kopję Madonny rafaelowskiej i oryginalną figurynkę Celliniego, wróciliśmy do bawialnych pokojów, które właśnie zgrabna rączka cioci Leontynki oświetlać kończyła. Opuściła nas ona była w połowie naszej podróży po domu, chcąc zapewne, aby to przynajmniej zrobionem było jak się robi wszędzie. W świetle lampy, przy której stała, spostrzegłem, że przed paru minutami odnowiła na twarzy warstwę pudru. Masa tam by-