Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/298

Ta strona została uwierzytelniona.

Patrzyła przed siebie oczyma rozpalonemi jak szafiry, na blask ognia wystawione, usta jej więcej jeszcze spąsowiały i parę razy drgnęły; było jej z tem ślicznie. Sliczną jest namiętność, buchająca z takich oczu i z takich ust! Nie mogłem też powiedzieć, że wybuchała dla przedmiotu niegodnego. Nie byłem idjotą, ani nawet takim absenteistą, abym nie rozumiał i nie czuł wagi przedmiotu, który tym razem obudził jej egzaltowane, niemniej słuszne uniesienie. Na chwilę też zamyśliłem się sam nad przyszłym losem Mirowa i nietylko Mirowa... To branie wszystkiego ze strony tragicznej, albo nieskończenie długiej i szerokiej, chwytało za włosy mego ducha i trzęsąc go nad przepaściami, wołało: «patrz! patrz!» Była to egzercycja szlachetna i poniekąd może użyteczna, ale nie bez goryczy myślałem, że jest kroplą trucizny, dobrowolnie i bez potrzeby sączoną w chwile, które dla niej i dla mnie mogłyby być najpiękniejszemi w życiu. Sposępniałem, a ona, spostrzegłszy to natychmiast, z wielką uprzejmością zmieniła przedmiot rozmowy i mówiliśmy potem dość długo o nowych książkach, o wspólnie nam znanych ludziach, stosunkach i tym podobnych przedmiotach obojętnych, ale mających przynajmniej tę zaletę, że nie