Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/304

Ta strona została uwierzytelniona.

z pomiędzy najwięcej fantastycznych, albo wytwornych barw i kształtów, i opowiadać o miejscach, w których się znajdowały, zasłuchałem się jak w kawałek poematu, mogę nawet powiedzieć, że zapatrzyłem się jak w szereg obrazków, malowanych ręką lekką i wierną prawdzie. W mowie jej była prawda uczucia natury i wierność odtwarzającej ją wyobraźni. Światła pełne i przyćmione, takie, które ukośnemi smugami pozłacają pnie drzew, gdy wierzchołki ich topią się w zmroku, i takie, które prostopadłemi deszczami leją się przez gałęzie na faliste puchy mchów i koronkowe zwoje paproci; tajemniczość nieprzejrzanych głębin pod czarnemi parasolami odwiecznych jodeł i promienność płaszczyzny dla wzroku bezgranicznej, kiedy złote morza kołyszą na niej tumany szafirów i ametystów; niespodziany wdzięk kwiatu, który koronę purpurową lub ognistą wychyla z ciemnego jałowca, tego smętnego cyprysu naszej strefy; drżąca radość traw wysokich, gdy pióropusze ich chwieją się w różanem świetle jutrzenki; oddalone połyski wód obrzeżonych niebem niezapominajek i stojące nad niemi kalje w sukienkach z niepokalanie białego atłasu; ciche sny na kwiatach motyli ze stulonemi skrzydły i smętne przygrywanie do snu na-