Lecz dla dokazania tego trzeba zżyć się z trawkami i takimi ludźmi, którzy formują tłumy, ażeby zaś z nimi zżyć się, trzeba żyć o sto mil od cywilizacji. Myślałem o tem krótko, bo spostrzegając jej żywe zajęcie tem, o czem opowiadałem, a czego ona nie widziała nigdy, wpadłem w werwę i wyobrażałem sobie, że za szereg wdzięcznych obrazków, któremi mię obdarzyła, odpłaciłem jej szeregiem wspaniałych obrazów. Czas schodził przyjemnie, ale zawsze nie tak jak pragnąłem i marzyłem. Odzyskałem ciepło w sercu i werwę w rozmowie, jednak zupełnie samym sobą być nie mogłem. Czy to te fotele wysokie i głębokie, których poręcze przegradzały nas rzeźbionemi łbami jakichś zwierząt? Czy doskonała dziewiczość postaci, spokojnemi zarysy odbijającej się na czerwonem tle starego tyftyku? Ale czułem ciągle, że do czegoś, co mię jednak mocno pociąga nie zbliżam się wcale, że mi czegoś tutaj nie wolno, i że oprócz poręczy fotelów z rzeźbionemi łbami zwierząt, coś jeszcze nas przegradza. Nie był to jednak konwenans. Ona zuchwale i często łamała konwenanse. Ja, owszem, zachowywałem je ściśle i zawsze, lecz nie w okolicznościach, nad któremi panować powinna siła wyższa. Znałem się na takich okolicznościach i
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/308
Ta strona została uwierzytelniona.