Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/320

Ta strona została uwierzytelniona.

Z takiem wykrzywieniem wargi, że zaostrzony koniec jednej połowy wąsów znalazł mu się prawie pod okiem, odpowiedział:
— Wilki, jaśnie panie!
I pomagając mi rozbierać się, sam już mówił dalej:
— Tutejsi ludzie opowiadają, że czasem, obudziwszy się zrana, widują wilka siedzącego pod samemi oknami domu, pośrodku którego z klombów...
Teraz już wykrzywił się tak potężnie, że byłem w obawie, aby sobie wąsem nie wykłuł oka. Ale i ja dotknąłem swojego, aby przekonać się, czy znajduje się na przyrodzonem swojem miejscu. Po chwili milczenia, zapytałem:
— Cóż, wesoło ci tu, Wincenty?
Znowu rudy wąs dosięgnął na policzku wysokości zupełnie nienormalnej.
— Dom aktualnie pański... ale... — z pełną uszanowania ostrożnością wyszeptał.
— Jakież tam: ale?
— Ludzie tutejsi, jaśnie panie, jacyś tacy...
Zawahał się nad ścisłem określeniem tutejszych ludzi, ale po chwili dokończył:
— Jacyś... dzicy!