— Przyzwyczajenie!...
Ona bystro na mnie spojrzała, zamyśliła się także i z policzkiem na dłoni stojąc nad umieszczonem na stole śniadaniem, mówiła:
— A jakże! przyzwyczajenie to bardzo ważna rzecz... ajej, jaka ważna! Czasem to i wszystko zależy od przyzwyczajenia...
Mówiąc to, patrzyła na mnie oczyma znowu trochę chmurnemi, a tak uporczywie i przenikliwie, jakby mię do dna przejrzeć chciała. Mądra baba! Ręczę, że odgadywała w tej chwili moje myśli. Do śniadania zasiadając, żartobliwie zacząłem:
— A jakże! przyzwyczajenie może nawet czasem z człowieka wcale dobrego zrobić miłego nicponia.
Aż wzdrygnęła się, tak ją ostatni wyraz przestraszył.
— Jezus Marja! nicponia! Niech Pan Bóg broni... ale ot, czasem to i robi takiego, który żyje nie tak jak Pan Bóg rozkazał i jak innym ludziom potrzeba...
O, mądra baba! Myślałem dotąd, że sztukę mówienia półsłówkami tylko szczupła elita pań naszych posiadać może! Usłyszałem szybkie męzkie kroki na korytarzu i po lekkiem zapukaniu
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/324
Ta strona została uwierzytelniona.