Nie mogłem powściągnąć ciekawości i zapytałem jeszcze:
— Jacyż to ludzie bywają tu w tych dniach oznaczonych?
— To trudno powiedzieć. Różni. Zdaje się, że oprócz bogatych i szczęśliwych, wszyscy!
A! teraz dopiero zrozumiałem. Niebogaci i nieszczęśliwi przyjeżdżali tu, naturalnie, nie dla jej interesów, ale dla swoich. Pan Bohurski zresztą nie robił wcale tajemnicy z natury tych interesów. Były one istotnie najrozmaitsze. Potrzebowanie pracy i zarobku, gniotące długi, rodzicielskie troski, pogorzele, głody, mory i wszelkie inne klęski, dawały tu sobie co tydzień rendez-vous daleko więcej budujące niż pociągające. Agora! pomyślałem, i z tym wyrazem spoił się zaraz drugi. Agoromanja! Dowiedziałem się teraz, co było przedmiotem jej rozmowy z panem Bohurskim, którą tylko co przez okno widziałem. Prosiła go o przyjęcie na praktykanta, przy gospodarstwie krasowieckiem, młodego Zwirkiewicza.
— Wahałem się trochę, bo dwóch już mamy, ale wkrótce przyszedłem do przekonania, że w takim majątku jak Krasowce, pracy i nauki wystarczy i dla trzeciego. Panna Zdrojowska powiedziała mi, że pragnie koniecznie zastąpić
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/327
Ta strona została uwierzytelniona.