— Wiem, wiem — przerwałem — dla dobrych uczynków...
— I to nie! — zaprzeczyła z żywością.
— Może... dla przyjemności? — zapytałem.
— Żartujesz, kuzynie — odpowiedziała — a jednak, bliższym jesteś prawdy, niż przypuszczasz.
Biegła była do dziadostwa, ale wróciła i zstępowała z nami ze schodów, bardzo ożywiona, niby jakimś świeżo otrzymanym bodźcem do życia zagrzana. Prędko opowiedziała panu Bohurskiemu jakieś zajście, które pomimo ciekawego słuchania wydało mi się wcale nieciekawem i poprosiła go, aby poszedł je załatwić, bo ona sama poradzić mu nie może. Odszedł zaraz, mnie zaś zdawało się ciągle, że od ubrania jej zalatywał trochę zapach tych kożuchów, któremi przez cały ranek otoczoną być musiała. W bawialnym pokoju wskazała fortepian.
— Zagraj, kuzynie, coś pięknego i bardzo pięknie, a ja, niedaleko ztąd ubierając się, muzyki twojej słuchać będę.
Grałem i bezwątpienia pięknie, gdyż wiedząc, że ona słucha mojej muzyki, pragnąłem tonami powiedzieć jej mnóstwo rzeczy, na których wypowiedzenie słowami zdobyć się tu nie mogłem, tak zupełnie, jak gdybym był nowicjuszem w tym
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/335
Ta strona została uwierzytelniona.