Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/339

Ta strona została uwierzytelniona.

rozciekawiało ją namiętnie. Ztąd wnosiłem, że pod tym czarnym, wiecznie jednostajnym stanikiem kipi coś, co trzeba studzić, wyrywa się ku bożkom, coś, co w imię przysięgi złożonej jednemu trzeba powściągać...
Wtem, kędyś w domu, tam i owdzie, parę razy drzwi stuknęły tak mocno, że aż podskoczyłem na krześle, i do pokoju, w którym siedzieliśmy, jak wiatr w postaci dziewczyny zdyszanej, rozczerwienionej i od radości nieprzytomnej, wpadła panna Zwirkiewiczówna. Zaledwie ją poznać mogłem, tak była zmienioną w swojem rozpromienieniu i zapomnieniu o wszystkiem, cokolwiek mogło być dokoła. Wracała widać z jakiejś wycieczki, bo szalik do okręcania głowy zsunął się jej na plecy, odkrywając włosy, które wiatr przemienił w furkę złotego siana, a jakaś gałęź osypała śniegiem, topniejącym teraz w mnóstwo błyszczących kropel. Więc jak wiatr w postaci dziewczyny, ze złotą furką włosów, topniejącym śniegiem przysypanych, przeleciała przez pokój i przed Seweryną na ziemi przysiadając, mową przez przyspieszony oddech utrudnioną, ale nadzwyczaj prędko trzepać zaczęła:
— Tatko bardzo dziękuje... nie wie jakiemi słowami dziękować... łzami dziękuje, bo płacze