antypatycznym i nie wiedziałem już dobrze, ani co, ani jak czynić, gdy otrzymałem od panny Zdrojowskiej wezwanie, które stało się dla mnie światłem w ciemnościach, za które nigdy dość wdzięcznym jej być nie zdołam, które też i przyjąłem z większą radością, niż to kiedykolwiek wyrazić mógłbym.
Nie jestem pewny, czy nie miałem w tej chwili ust szeroko otwartych od zdziwienia. Wdzięczność! radość! Jezus Marja! Cóż to za osobliwa radość dla człowieka z nauką i talentem, zostać rządcą czyjegoś majątku i gnić w zapadłym kącie!
— Podziwiam skromność pańską — rzekłem — ale racz mię z łaski swojej oświecić, czem właściwie propozycja panny Zdrojowskiej mogła tak czarownie uśmiechnąć się do pana?
Pochmurne zazwyczaj rysy jego promieniały.
— Trafnie wyraziłeś się pan — odpowiedział — czarownie uśmiechnęła się do mnie: najprzód możność nieuczynienia tego, do czego czułem wstręt i czego nigdy potem nie przestałbym sobie wyrzucać!...
— To jest?
— To jest, korzystnego może sprzedania się za górami i morzami, zamiast wypłacenia długów naturalnych i świętych.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/349
Ta strona została uwierzytelniona.