żadnemi. Teraz jednak, nie bez zajęcia słuchałem ich pochwały. To można robić na tym warsztacie, tamto, trzecie, dziesiąte, tak, że zdawałoby się w nieskończoność wzrastały w liczbę, długość i szerokość, te roboty, z których jedne wydawały mi się rzeczywiście ważnemi, inne — błahemi, ale wszystkie razem nieskończenie trudnemi i nudnemi. Towarzysz mój także nie twierdził bynajmniej, aby one były łatwe, ale utrzymywał, że są nieskończenie zajmujące, przeciw czemu ja z całej siły protestowałem, lecz tylko w duchu, bo najprzód, mówił on bardzo ładnie, więc wolałem słuchać aniżeli mówić, a potem, coś takiego, jakieś nieokreślone uczucie wstydu, czy zażenowania, powstrzymywało mię od głośnego wypowiadania moich myśli o tych przedmiotach. Nic złego zresztą o nich nie myślałem, owszem, wszystko to było może bardzo dobre i ważne, tylko, że sam nie czułem się wcale do tego stworzonym. Nie wszyscy przecież są do jednych rzeczy stworzeni, a raczej urodzeni, no, i także przygotowani.
— Panna Zdrojowska — mówił — jedna w tych stronach... może w wielu stronach, zrozumiała, a raczej wybornie uczuła te zadania, które pełnić mogą i powinny wszelkie podobne warsztaty. Ale
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/351
Ta strona została uwierzytelniona.