sła, nużyła mię, ostudzała, ale zarazem, jak już wspomniałem, i niepokoiła także. Coś mi dolegało, coś mi takiego około serca chodziło, iż mógłbym myśleć, że się we mnie glisty zagnieździły. Sprawiało mi to taką przykrość, że pomyślałem sobie: trzeba to jednak raz skończyć! Czego ja tu właściwie siedzę? Tak, czy inaczej, trzeba to koniecznie i jak najprędzej skończyć! Takiemi myślami zajęty i nie wiedzieć dlaczego, ale formalnie zgryziony, zaledwie wiedziałem o czem i jak rozmawiam z panią Brożkową, która przyszła do bilardowego pokoju, aby, jak mówiła, porwać mię panu Bohurskiemu zupełnie dla siebie samej, bo Seweryna była jeszcze na chwilę czemś pilnem zajętą. Ona wiecznie musiała być zajętą. W dacie jej urodzenia zaszła omyłka, bo powinna była urodzić się w średnich wiekach i zostać benedyktynem. To powtórne już dnia tego opuszczenie gościa dla zajęć, było też dobrze skrzypiącemi wrotami! A ta znowu moja siostrzana dusza, po kilka razy na dzień, jak widzę, odmienia na twarzy warstwę pudru i wszystko co mówi wydaje mi się po rozmowie, którą przerwała, świegotaniem czeczotki po muzyce basowej i górą płynącej. Nie, stanowczo, nie mam tu żadnej pociechy i muszę raz z tem skończyć, aby więcej
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/361
Ta strona została uwierzytelniona.