Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/368

Ta strona została uwierzytelniona.

nie doświadczałem. Prawda, że ta kobieta nie była podobną do innych i, co najważniejsze, do mnie, że też słowa do niej wyrzeczone, musiały mieć wagę wcale inną... Po chwili, szepnąłem tylko:
— Moja ty droga!
Cichy ten wykrzyk sprawił na niej takie wrażenie, jakby był czemś, co przeszyło jej serce. Pochyliła głowę i oczy zakryła dłońmi.
— O, nie — zawołała — nie, nie!
Położyłem ramię na poręczy jej krzesła, tak, że prawie dotykało jej ramion.
— Co: nie? — zapytywałem — dlaczego: nie? Od jakich brzydkich myśli pochodzi to brzydkie słowo...
W tej chwili klamka u drzwi stuknęła i oblało nas nagle wielkie światło wnoszonej lampy. Niech djabli wezmą stare sługi, które wiecznie kręcą się po całym domu i wchodzą wszędzie bez wołania! To też są dzikie prawdziwie porządki, aby do każdego pokoju każdy kto chce i kiedy chce właził! Kochana niania szła powoli, w obu rękach niosąc lampę, w której obfitem świetle wszystkie zmarszczki jej wielkiego czoła nabierały wyrazistości najsubtelniejszej rzeźby, a czarne oczy, ku nam zwrócone, migotały rzew-