— Gdyby ci, kuzynie, powiedziano, że muzyka, malarstwo, cóż więcej?... miłe towarzystwo... dowcip... cóż więcej?... cała... słowem, estetyka i cała wesołość świata znikną z jego powierzchni, czy dla wyratowania i zachowania ich na ziemi nie zgodziłbyś się zostać — trapistą?
Rozśmieszyło mię, ale i zastanowiło to pytanie.
— Tak, rzeczywiście — po chwili myślenia odpowiedziałem — dla wyratowania estetyki i wesołości mógłbym zostać, nawet z pewnością zostałbym trapistą.
— Bo je kochasz — zakończyła krótko i zmieniając natychmiast przedmiot rozmowy, zaczęła mi pokazywać nuty, które staroświecką serwantkę obciążały, i wzywać rad moich co do wykonywania niektórych kompozycyi, zarówno instrumentalnych, jak i wokalnych.
Trochę później mówiliśmy o Donimirskich. Irytowała mię obojętność, zlekka nawet wzgardliwa, z jaką mówiła o tych ludziach, którzy, bądź co bądź byli jej i moimi krewnymi, na których honorze nie było właściwie żadnej plamy, do których na koniec — i to może najgłębiej mię piekło — ja mnóstwem podobieństw zbliżony byłem. To też zauważyłem:
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/372
Ta strona została uwierzytelniona.