Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/376

Ta strona została uwierzytelniona.

mo niejakich wzruszeń istotnych, nie kocha. Pomimo pozorów przeciwnych, jest naturą zimną. Nie chce miłości w złym gatunku! Ach, któż kochając, zdolnym jest ważyć, oceniać te materję z ognia i pajęczyny, którą jest szał serca? Jednak, jeszcze jedna próba, jeszcze jedno usiłowanie... Opuściłem okno i znowu obok niej usiadłem.
Siedzieliśmy blizko siebie, na kanapie, której dna, po kilkakrotnych próbach, nauczyłem się już szczęśliwie plecami dosięgać.
— Czy pozwolisz, kuzynko — rzekłem — abym ci wypowiedział myśl, może szaloną, która w tej chwili przyszła mi do głowy. Może to szalona myśl, ale twoje zdanie o niej, dla mnie będzie tak ważnem — jak życie.
Pod wpływem nie tyle tych słów, ile wyrazu twarzy mojej i zmienionego dźwięku głosu, pobladła i zwróciła na mnie oczy szerzej niż zwykle otwarte, przelękłe.
— Proszę cię, kuzynie... jaka to myśl — szepnęła.
Ogarnęło mię zuchwalstwo rozpaczy.
— Wiesz co? Krasowce i wszystko co w nich jest rozdaj... rozdaj wszystko Zwirkiewiczom, Apsikowskim i jakim tylko chcesz figurom... zrób z tem wszystkiem co tylko chcesz... zbuduj z tego