Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/379

Ta strona została uwierzytelniona.

Wincentego, którego przed chwilą z gniewem prawie odprawiłem; czułem się tak zdenerwowanym, rozżalonym, nieszczęśliwym, że gdyby teraz ten człowiek we właściwy sobie sposób usta wykrzywił, powiedziałbym mu co niedobrego, albo rozpłakałbym się jak dziecko. Kazałem mu tedy iść sobie precz, ale teraz zapragnąłem gwałtownie powiedzieć, aby polecił stangretowi mieć jutro rano konie w pogotowiu i zakładać je zaraz gdy tylko wstanę i panie domu pożegnam. Wiedziałem, że znajduje się on w przyległym pokoju i w celu przywołania go drzwi otwierałem, gdy w same oczy rzucił mi się widok, który zmusił mię do takiego ich przymknięcia, abym niewidziany mógł patrzeć i widzieć. Przez drzwi, zlekka niedomknięte, zobaczyłem Sewerynę, która z kaplicy wyprowadzała babkę. Miała na sobie już nie swoją zwykłą czarną sukienkę, ale jakieś ranne może ubranie białe, bardzo proste, z wijącą się tu i owdzie pajęczyną wązkiej koronki. Warkocz, z pęt uwolniony, znowu swobodnie na plecy jej opadał. Pierwszy to raz widziałem ją w bieli. Jedną ręką otaczała kibić niższej od siebie starej kobiety, w drugiej trzymała coś, czego zrazu rozpoznać nie mogłem, ale w czem po chwili odgadłem więcej niż rozpozna-