łem czerwony stoczek, z wymalowaną na nim lilją. Światełko drobne, ale czyste, płonęło u końca świeczki z czerwonego wosku i oświetlając twarze obu kobiet, krzesało srebrne i złote połyski w ich białych i ciemnych włosach. Gdy tak wspierając chwiejące się kroki staruszki i do nich stosując swoje, szła powoli, w śnieżnej bieli, jak w snopie łagodnej światłości, wysmukła i wątła raczej niż silna, ze słodkim profilem w zamyśleniu pochylonym, z lilją zapaloną w ręku, obiegły mię tłumy jasnych, świętych, przeczystych przypomnień. Anioły pokoju i słodyczy, dziewice ewangeliczne z pochodniami schodzące w głębie ciemnych katakumb, ofiarnice wiary z palmami stąpające ku ukochanym ołtarzom, kasztelanki w cichej lecz niedostępnej dumie cierpiące na wyżynach swoich zamków... Pyszny motyw do obrazu religijnego, może też historycznego... Kiedy zniknęła mi z oczu, cicho drzwi zamknąłem i pośrodku pokoju, w kamiennem zamyśleniu stojąc, prawie głośno rzekłem:
— Pani! nie jestem godzien rozwiązać rzemyka i tam dalej!... Poczem wielki śmiech mię ogarnął. Jakim sposobem, zkąd ja się tu wziąłem, tu, gdzie po milczącym jak grób domu przesuwają się święte dziewice, gdzie jeszcze panuje
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/380
Ta strona została uwierzytelniona.