kim ukłonie, złożyłem na jej ręku pocałunek, najgłębszego uszanowania pełen.
— Kiedyż pozwolisz nam mieć nadzieję zobaczenia cię znowu pomiędzy nami? — zapytałem.
— Nie wiem — odpowiedziała z uśmiechem — może na przyszłą zimę.
I zaraz dodała:
— Życzę ci, kuzynie, abyś jak najweselej przepędził tę, która się kończy...
— Tak — potwierdziłem stojąc przed nią — już się kończy. Mamy jej przed sobą zaledwie kilka tygodni.
— Na wieś wyjedziesz, kuzynie, zapewne w maju zaledwie lub w czerwcu.
— Tak, w maju, albo w czerwcu... potem zagranicę...
— Dokąd? Czy do Szwajcarji, którą tak lubisz?
— Nie, sprzykrzyła mi się Szwajcarja... może wyjadę do Afryki... Australji... nie wiem gdzie... gdyby była możność dostania się na jakąkolwiek inną planetę...
— Na inną planetę?
— Tak; na taką planetę, gdzie ludzie mniej cierpią...
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/385
Ta strona została uwierzytelniona.