śnień, niczem nie wywyższyła siebie, ani mnie poniżyła, tylko blada jak najbledszy promień księżyca, albo cała we łzach i ogniach mówiła stanowcze i nieodwołalne: nigdy!.......
...........................
...........................
...........................
...Cóż dalej? A cóż? Bardzo zblizka przecież znasz, kochany synowcze, stryja swego i jego życie. Na majątku nie miałem nigdy długów, ani na honorze skazy żadnej. Dużo bawiłem się, jeździłem, widziałem; wrażeń i wzruszeń doznałem wielu najrozmaitszych, nie rozbiłem ani razu głowy i pomyślności o żaden mur.
Wszystko, mniej więcej, sprzyjało mi na ziemi. Utyłem. Najlepsza siostra moja, wpływami swemi połączyła mię dozgonnym związkiem z osobą ładną, majętną, bardzo dobrze wychowaną... Znasz zresztą wdzięki i przymioty swojej stryjenki... słowem, niczego nigdy mi nie brakowało — oprócz szczęścia. Ono nigdy we mnie nie rozkwitło i dotychczas mniemam, że jest albo mytem, albo napojem tylko bogów. Surogatów jego miałem i używałem bardzo wielu, ale czem jest ono samo? nie wiem i z tą niewiadomością już, naturalnie, położę się do grobu.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/388
Ta strona została uwierzytelniona.