Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/389

Ta strona została uwierzytelniona.

To jedno. A drugie, że ta dzika zajęła mi we wspomnieniach miejsce bardzo znaczne. Jakkolwiek bowiem od wczesnej młodości praktykowałem zasadę, że nic nie uwielbiać, jest to składać dowody wykwintności towarzyskiej i inteligencji wyższej; jakkolwiek uznaję prawdę, że w podróży życia najcenniejszym przedmiotem są łyżwy, sporządzone z dowcipu i żartu; jakkolwiek życie uprzednie i późniejsze wyśmienicie mię nauczyło, że każde złotogłowie ma swoje rdzawe plamki i każdy śpiew słowiczy swoje nutki ochrypłe, albo fałszywe: obraz tej kobiety staje często przedemną, odbity niby w kropli zupełnie od całego życia mego odosobnionej, dziwnie czystej, dziwnie podobnej do łzy i przed którą chce mi się zawsze uklęknąć i zapłakać.
Po widnokręgu pamięci ludzkiej błądzą czasem takie obrazy zaklęte we łzach. Myślę, że w wieniec połączone tworzą one żyrandol, który oświetla ciemną salę życia. To nic, jeżeli nawet odbywają się w niej częste bale; jest ona ciemną i tyle tylko w niej światła, ile go pada od tych łez, odbijających w sobie święte obrazy.
A ona? Co się z nią stało? W szczegóły zapuszczać się nie będę i tego tylko możesz być pewnym, że nic dobrego, nic wcale bardzo dobre-