A potém, skinęła głową, i z zupełną już świadomością dokończyła.
— Aha! mleko u krów przepadło.
I, kołysząc głową w obie strony, przeciągle zadziwiła się znowu.
— Aaaa! umum! dziwy, to dziwy!
W gromadce panowało milczenie grobowe. Zdawać się mogło, że dusze wszystkich tych ludzi zlały się w téj chwili w jednę duszę, która całą siłę swego myślenia, czucia, wzroku i słuchu, niby ostre żądło, w tę kobietę utopiła. Wszyscy powyciągali ku niej szyje i oczy w nią wlepili. W kilku parach tych oczu nic jeszcze innego nie było, tylko zdziwienie i trochę obrzydzenia. Lecz wzrok Stefanowéj rozpalony i pełen zjadliwych uśmiechów szybko przenosił się z twarzy kobiety, stojącéj pod rozpłomienionym krzyżem, na twarz męża, która szczególny przybrała wyraz; mętny uśmiech wewnętrznego niby lubowania się rozlał się po niéj całéj i starł z niéj całkiem zwykłą ponurość, zastępując ją głupowato wyglądającém, lecz na wskroś przenikającém go zachwyceniem. Patrzał tak, jak gdyby na coś czy na kogoś dosyć napatrzéć się nie mógł. Kobieta z ziołami tymczasem zapytała znowu.
— Cóż? czy już przechodziła?
Nikt nie odpowiedział. W błyszczących i śmiejących się jéj źrenicach, mignął niepokój.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dziurdziowie.djvu/040
Ta strona została uwierzytelniona.