Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dziurdziowie.djvu/060

Ta strona została uwierzytelniona.

ły, do ciemnych spędzając podpiecków. Kiedy nakoniec, śpiewanie dziewczyny i gdakanie kur i chrząkanie wypędzonego do sieni wieprzka umilkły, ze szczytu pieca ozwała się Aksena.
— Pietrusia!
— A co?
Chadzi tu.
Wskoczyła na tapczan u pieca stojący i zapytała:
— Co, babulo?
— Ot co. Michałku, teraz dwudziesty piérwszy roczek idzie.
— Ale, — potwierdziła dziewczyna.
— To to i bieda. Jakże on z tobą ożeni się, kiedy jemu trzeba do wojska iść?
Dziewczynę uwaga ta babki przestraszyła zrazu bardzo.
— Nie może być! — krzyknęła.
Stara głową pokiwała.
— Oj dziecko z ciebie gorzkie! albo ty o tém nie wiedziała?
Co ona tam miała o jakiémś wojsku wiedziéć? Ani pomyślała nigdy, że jakie wojska są na świecie. I miły nie mówił jéj ani razu, że w sołdaty pójdzie, choć o tém dobrze wiedziéć musiał, ale zwyczajnie młody, kiedy lubił dziewczynę, szeptał z nią u opłotka albo i kibić jéj obejmował, wtedy o tém, co będzie kiedyś, nie myślał. Stara Aksena, wiele wia-