domości o świecie i doświadczenia posiadała. Czy raz już, czy raz w swém życiu widziała chłopców w sołdaty branych, którzy wracali nieprędko, nieprędko, a czasem tak jak i jéj syn rodzony, nie wracali nigdy! Jeżeli która dziewczyna czekała na nich, rutkę przez życie całe siać była zmuszoną, bo choć powrócił który, to z inném sercem, z innemi myślami. A jeżeli ślub z nim wzięła, zanim w świat poszedł, jeszcze gorzéj było, bo życie sołdatki, to już takie życie, że niech od niego Bóg święty obroni! Wszystkie te i wiele innych rzeczy, długo Aksena do ucha dziewczynie szeptała, aż Pietrusia, splótłszy na twarzy ręce, rozpłakała się rzewnemi łzami.
— Nu, — tonem perswazyi zaczęła babka, — to idź za Stepana Dziurdzię. I on do ciebie chętny, a gospodarz z niego dostatni. Słodkie ci życie z nim będzie.
Dziewczyna zatupała po tapczanie bosemi stopy.
— Za niszto! (za nic) — krzyknęła — żeby tam nie wiem co, Stepanową żonką nie będę.
— Czemu? gospodarz taki i młody i wyrośnięty jak ten dąb i bratów ma bogatych.
Pietrusia oczu nie odsłaniała i z ruchami gwałtownéj niechęci i niecierpliwości, wciąż tylko powtarzała:
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dziurdziowie.djvu/061
Ta strona została uwierzytelniona.