Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dziurdziowie.djvu/064

Ta strona została uwierzytelniona.

Przerywając sobie śpiewanie, rzekła:
— Ot, może nie pójdzie... co tam! Może Michałek w sołdaty i nie pójdzie...
Potém dodała:
— Żeby tylko dziś przyszedł...
Aksena, któréj może żal było, że wnuczkę do płaczu gadaniem swém doprowadziła, ozwała się z pieca:
— Rzuć wiennik do ognia.
— A na co? — zadziwiła się Pietrusia.
— Rzuć wiennik do ognia, — powtórzyła stara, — jak spalisz wiennik, goście będą.
Pietrusia wrzuciła w ogień starą miotłę, a gdy dnia tego Kowalczuk przyszedł istotnie do chaty Piotra, uwierzyła święcie w cudowną skuteczność tego środka i doradzała go potém wszystkim rówieśnicom swoim. I czy jednę również dziwną i jeszcze dziwniejszą rzecz Pietrusia ludziom mówiła i doradzała? O tych wszystkich rzeczach dowiedziała się od babki, a ponieważ ustawicznie trzepała językiem, niczego w tajemnicy nie zachowała i nie pomyślała nawet nigdy o tajeniu się z czémkolwiek, jednak pomimo wczesnéj mądrości swéj, nie odgadła raz wróżby, która tyczyła się własnéj jéj doli. Dnia pewnego chleb z pieca łopatą dostawała. Zazwyczaj pieczenie chleba udawało się wybornie. Doświadczone nawet gospodynie, dziwowały się zawsze doskonałości jéj pieczywa, szepcąc