Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dziurdziowie.djvu/066

Ta strona została uwierzytelniona.

z pieca na wskroś prawie pęknięty, jakby nożem na dwoje rozkrojony.
— Pęknięty, — powtórzyła Pietrusia.
Kilka sekund trwało milczenie, aż z pieca ozwał się stary głos Akseny.
— Ktościś odłączy się!
Piotrowa rękę do czoła i piersi poniosła.
— W imię Ojca i Syna... Niech Pan Bóg miłosierny... nas od wszelkiego nieszczęścia broni!
— Ktościś odłączy się! — powtórzyła stara.
— Z chaty czy ze wsi? — zapytał Piotr.
Aksena po chwili namysłu odpowiedziała:
— Może z chaty, a może i ze wsi, ale ktościś, co kogoś w chacie Piotra Dziurdzi dusznie obchodzi.
Istotnie, odłączył się od Suchéj Doliny ktoś, co kogoś w chacie Piotra Dziurdzi dusznie obchodził: Michał Kowalczuk los wyciągnął i ze wsi wywędrował — do wojska. Przedtém jednak, widziano o zmroku dwoje ludzi, długo siedzących na wielkim, omszałym kamieniu, za wsią, tam gdzie drogi rozchodziły się w cztery strony świata i wznosił się stary, wysoki krzyż. Dwaj parobcy przechodzili tamtędy ze dworu, w którym najmowali się do młocarni, i rozpowiedzieli w wiosce, że Pietrusia na kamieniu pod krzyżem, żegna się ze swoim Kowalczukiem. Mówili o tém, śmiejąc się na całe gardło. Zaśmiały się kobiety, — Niechaj żegna się, — mówiły, bo to już będzie na wieki wieków, amen!