wnuczki. Tym razem jednak, obudziła ją nie mała prawnuczka, ale kobieta, która, położywszy się przy niéj gorącém ramieniem suche jéj ciało objęła.
— To ty, Pietrusia?
— Ja, cichoż tylko, babulo, żeby Michałka i dzieci nie zbudzić...
— A czego ty tu przyszła? Czy cię kolki tak jak przeszłego roku sparły? Czy Adamek spać ci nie daje?
Przez długą minutę odpowiedzi nie było; potém jeszcze cichsze niż szept uprzedni zaszemrało pytanie.
— Babulo, czy kiedy ja urodziłam się, ojciec i matka nosili mię do kościoła do chrztu świętego?
Nu, a jakże? — odpowiedział sepleniący szept staréj — jakże by ty bez chrztu świętego żyła? Wiadomo, że nosili.
— Babulo, a kiedy ja mała byłam, żegnała ty mnie na noc krzyżem świętym?
— Nu, a jakże? żegnała, każdego wieczora żegnała...
— Dlatego, żeby nieczysty dostępu do mnie nie miał?
— Dlatego, żeby nieczysty dostępu do ciebie nie miał i żeby Pan Bog najświętszy opiekował się tobą, biedną sierotą...
— Babulo! mnie zdaje się, że ja przed Panem Bogiem niczém ważném nie zgrzeszyła...
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dziurdziowie.djvu/142
Ta strona została uwierzytelniona.