Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dziurdziowie.djvu/143

Ta strona została uwierzytelniona.

Po chwilowém milczeniu stary szept odpowiedział:
— Mnie zdaje się, że ty przed Panem Bogiem taka czysta jak ta biała leleja, co w kościele przed ołtarzem stoi...
Po téj odpowiedzi dało się słyszéć przeciągłe westchnienie ulgi. Potém młode usta zaczęły znowu cichutką rozmowę.
— Babulo! to i czemuż ja dziś na ten ogień przyszła?
Odpowiedzi długo nie było. Zapytanie mieściło w sobie zagadkę, niezmiernie do rozwiązania trudną. Po długiéj chwili dopiéro Aksena szepnęła.
— Bo może to i nie wiedźma to mleko krowom odebrała?
— A któż kiedy nie wiedźma?
— Może ropucha...
— Aha!
Ostatni wykrzyk brzmiał tryumfem.
— Pewno ropucha. Ropuchy kiedy rozgniewają się na ludzi, tak samo mleko krowom odbierają.
— A-le!
— Un, to pewno ropucha.
— A ropucha, bo żeby nie ropucha, toby wiedźma na ogień przyszła... nie ty!...
— A-le. Śpij-że z Bogiem, babulo.
— Śpij spokojnie, zuzulo ty moja, śpij...