chacie życie nie słodkie... Dziadźki twoje złośniki i pijaki, a ich żonki paskudne... I nie bogato u was. Ale cóż ja tobie na te twoje biedy poradzić mogę?
— Oj, możesz, możesz, kab tylko chacieła! — ręce od twarzy odejmując, zaczęła Franka, i oba już ramiona na szyję powiernicy swéj zarzuciwszy, całować ją zaczęła tak zapalczywie, że pocałunkami i łzami swemi oba policzki jéj zwilżyła. Potém całém swém krępém ciałem na ramieniu jéj zwieszona, przez parę minut cichutko jéj coś do ucha szeptała.
Pietrusia uczyniła znów żywe poruszenie oporu i niechęci.
— Nie chaczu! — zawołała — nikomu już nic doradzać nie będę, żeby tam nie wiem kto był, nikomu! Dalibóg, nie będę.
Franka szyi jéj z uścisku swego nie puszczała i znowu jéj do ucha na wpół z płaczem, na wpół ze śmiechem coś szeptać zaczęła. Pietrusia powtarzała ciągle: — Nie chcę! nie dam! nie poradzę! pobożyłam się, że nie poradzę! — Ale widocznie żal jéj robiło się Franki i ogarniać ją zaczęła ciekawość niewieścia. Odpowiedzi przeczące dawała, jednak szeptu Franki słuchała ze współczuciem i ciekawością.
— A lubiż on ciebie choć trochę — zapytała:
Dziewczyna mokry od łez policzek na grubéj dłoni wsparła, i smutne oczy wlepiając w powiernicę swą, odpowiedziała:
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dziurdziowie.djvu/150
Ta strona została uwierzytelniona.