— Nie zrobiła? może pobożysz się, że nie zrobiła?
Pietrusia znowu profilem zwróciła się ku niéj i oniemiała. W głowie jéj zrobiło się ciemno jak w noc jesienną i wichrem tylko tłukły się po niéj słowa.
— I zrobiła i nie zrobiła... Może to nie od tego, a może i od tego...
Męczarni téj długo znieść nie mogła, od grożącéj jéj znów kobiety i odskoczyła i na-pół z żałością i na-pół z gniewem krzyknęła.
— Odczepcie się, ciotko... czego wy ode mnie chcecie... idźcie o radę dla syna znachorki jakiéj prosić, nie mnie!
Teraz Piotrowa wybuchnęła i po nieskończoną ilość razy wiedźmą ją nazwała. Nie przeklinała bardzo, bo już przyzwyczajenia tego i umiejętności téj nie miała; wzywała tylko bozkiego gniewu na głowę jéj i jéj dzieci, a potém pomstą Piotra i wszystkich poczciwych ludzi groziła. Potrząsając pięścią, przez zaciśnięte zęby mówiła:
— Poczekaj! poczekaj! będzie tobie kiedyś od ludzi za wszystkie nasze krzywdy i czort, twój przyjaciel nie wyratuje ciebie, kiedy na twoję głowę pomstowanie ludzkie przyjdzie...
W tém przypomniała sobie, że gdy ona tu kłóci się z wiedźmą, syn jéj może tam już i nieżywy leży, obu rękoma schwyciła się za głowę
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dziurdziowie.djvu/177
Ta strona została uwierzytelniona.