Zwolna wzruszyła ramionami.
— Czy ja wiem? — szepnęła.
— Już to nie może być bez przyczyny? ha? — zapytał jeszcze.
Zapytywana w ten sposób kobieta, sama pogrążała się w coraz głębsze zamyślenie.
— Czy ja wiem? — powtórzyła.
Widocznie sama zagadki losu swego zrozumiéć nie mogła i czy w istocie przyczyna jego w niéj saméj nie spoczywała, pewną nie była. Pomimo téj niepewności, inna roztopiła-by się cała w zaprzeczeniach, przysięgach, uniewinnianiu siebie a złorzeczeniu ludziom. Ona tego nie uczyniła. Nigdy jeszcze przed mężem nie skłamała. Żyli oni z sobą, jedno drugiemu duszą w duszę patrząc, jak dwa przejrzyste, obok płynące potoki. A teraz, kłamała-by, gdyby mu powiadała, że jest czegokolwiek pewną, gdy wnętrze jéj nurtowała trwoga, nie tyle przed ludźmi, ile przed czémś nieokreśloném, tajemniczém, groźném, uczuwana.
— Czy ja wiem? — powtórzyła i z czołem zmarszczoném w dwie głębokie fałdy, od męża twarz odwróciła. On patrzał na nią i, dziwiąc się jakby czemuś, lub nad czémś smutnie rozmyślając, parę razy głową zakołysał. Potém dzieci ku sobie przywołał, a do niéj już nic nie mówił i ani razu tego wieczora, zuzulą jéj nie nazwał. Markotny i milczący spać się położył, ciemność i cisza za-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dziurdziowie.djvu/203
Ta strona została uwierzytelniona.