wał jéj Adamek. Przez wrzaskliwy płacz dzieci przebił się głos ślepéj baby, donośny, nakazujący.
— Nie fiksujsia, (nie waryuj) Pietrusia. Światło zapal. Dzieci po ciemku płaczą.
Ciężko, że zdławionemi jękami kobieta podniosła się z ziemi, a gdy światło rozniecała i palące się łuczywo w szczelinę pieca wsuwała, ręce jéj trzęsły się jak w febrze. Przy drżącym blasku powstającego ognia, twarz jéj z wyrazistością rzeźby wystąpiła na szare tło izby, blada jak płótno, z czołém ściągniętém w kilka fałd grubych, z oczyma buchającemi płomieniem. Chustka spadła z jéj głowy, splątane włosy okryły szyję i jeżyły się nad czołem, dwie tylko łzy świeciły na jéj rzęsach, ale głębokie łkania wstrząsały ustami i piersią. Światło zapaliwszy, obu rękoma schwyciła się za głowę i jak nieprzytomna po izbie biegać zaczęła. To z szeroko rozwartemi oczyma i rękoma nad głową, po środku izby stawała, to twarzą rzucała się na stół albo ławę, to do pieca przypadała i ku babce błagalnym jakby giestem, obie ręce wyciągała wysoko. Przytém mówiła ciągle, tak jak się mówi w gorączce, prędko, bezładnie, z nagłemi krzykami, to znowu ze zniżeniem głosu aż do szeptu. W ten sposób opowiadała rzecz, któréj słuchając, Aksena na swym sienniku prostowała się jak struna, żółtemi szczękami coraz prędzéj poruszała, a kościanemi rękoma bezwiednie może szukała głów
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dziurdziowie.djvu/235
Ta strona została uwierzytelniona.