Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dziurdziowie.djvu/261

Ta strona została uwierzytelniona.

jéj i ilość zależały od względnéj zamożności każdego z popasających. Jedni z woreczków swych wyjmowali tylko kawały czarnego chleba, szczypty soli i odłamy twardego sera; inni, oprócz chleba i soli, mieli jeszcze słoninę, kiełbasy, jaja ugotowane na twardo. Byli tacy, którzy do jedzenia szeroko rozsiadali się na ławach, i tacy, którzy jedli, chodząc, lub stojąc. Tłum wzrastał, gwar stawał się ogłuszającym, zewsząd słychać było wołanie o wódkę, miód, piwo; żydzi różnego wieku, rodzinę karczmarza składający, nieustannie przewijali się śród tłumu z blaszanemi półgarncówkami, kwartami, czarkami, ze szlankami z zielonego szkła, z glinianemi miskami, pełnemi kwaszonych ogórków i śledzi, któremi chłopi przekąsywali wódkę. Znajdowali się tu mieszkańcy wielu oddzielnych wsi, ale prawie wszyscy do jednéj gminy należący. Prawie wszyscy téż znali się pomiędzy sobą zblizka, albo zdaleka i zaczepiali się wzajem rozmowami o dzisiejszym targu, o poniesionych stratach lub zyskach, o różnych okolicznościach gospodarstw swych i rodzin. W głębi izby starszyna, najwyższy urzędnik gminy, chłop niemłody, z długą rudą brodą i w czarnéj baraniéj czapce, po same oczy na czoło wsuniętéj, dość liczną kompanią miodem częstował. W poczęstunku tym, oprócz ludzi innych, udział brało kilku mieszkańców Suchéj Doliny, a pomiędzy nimi najważniejszą rolę odgrywał Piotr Dziurdzia, albo-