Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dziurdziowie.djvu/269

Ta strona została uwierzytelniona.

uszczęśliwiony tém, że choć raz, gdziekolwiek i komukolwiek mógł przywodzić. Kiedy błysnęły światełka łojówek, spostrzegł on starszynę, otoczonego mieszkańcami Suchéj Doliny i poważnie coś do nich prawiącego. Na bronzową, pomarszczoną twarz Stepana, wybijały się rumieńce, pochodzące od żywych rozpraw, w których rej wiódł i od wódki, którą wypił. Zaciekawiło go jednak, o czém téż sąsiedzi ze starszyną rozprawiają i, przysunąwszy się ku grupie, którą składali, słuchać zaczął.
— Tak już trzeba, panowie gromada — prawił starszyna — inaczéj nie można, bez tego już nic. Planipotentów sobie wybierzecie, żeby od was wszystkich do miasta poszli i hadwokata najęli, piérwsza rzecz planipotentów wybrać... a druga hadwokata nająć. Całą gromadą nie będziecie do hadwokata i do sądu chodzić... Planipotenty wasze będą chodzić... którego tam dnia do starosty zejdźcie się wszyscy i naradę zróbcie: kogo wybrać? kto u was najmądrzejszy i na największe uważanie zasługuje!
Dziurdziowie, Budrakowie, Łobudowie i kilku innych przed siedzącym starszyną stali, uważnie słów jego słuchając. Gdy skończył, parę głosów ozwało się:
— Na co nam na późniéj odkładać. My i te-