— U ciebie córka, u mnie syn... niechaj jak toj kazau, boska siła przezwycięży czartowską siłę...
W tém Klemens ojca za rękaw kożucha pociągnął:
— Jedziom do chaty, tatku, — cienkim, proszącym tonem zapiszczał.
Był także pijanym ale jeszcze dość przytomnym. Zachciało mu się wracać do domu, aby co prędzéj Nastce obrazek oddać. Piotr spojrzał na syna, zdziwionemi jakby oczyma i z gniewem krzyknął.
— A ty chory był! tylko co nie umarł! Czartowskaja siła chorobę tę tobie robiła...
Klemens splunął.
— Kab ona świata nie widziała, ta co mnie téj biedy narobiła! Jedziom do chaty, tatku!
I za rękaw od kożucha ciągnął ku drzwiom ojca, który, dając się powodować synowi, na Maksyma oglądał się i krzyczał.
— Pamiętaj, Maksym! u ciebie córka, u mnie syn... Niechaj przed królestwem niebieskiém przepadnie czartowskie królestwo...
Przy samym progu ojciec i syn natknęli się na Szymona.
— A ty czego tu jeszcze łajdaczysz! — krzyknął na krewnego Piotr; — do chaty tobie... a to ostatnią kopiejkę przepijesz...
— Już i przepił... — wnet prawić zaczął Szymon — już to co za żyto i groch wziął do osta-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dziurdziowie.djvu/275
Ta strona została uwierzytelniona.