Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/139

Ta strona została uwierzytelniona.

— Cóż duszko? jakże ci się dziś podobała gra Apolka?
— Lepiéjby było, żeby do szkół jechał, sarknęła pani Adela, nie podnosząc oczu z nad wielkiéj dziury w pończosze, którą starannie zasnuwała bawełną.
— Otóż to tak zawsze! szepnął pan Fabian do Michaliny; samotność duchowa zupełna... a jednak jaka to była niegdyś idealna osoba!.. Panna Lila Orchowska musi grać bardzo pięknie? nieprawdaż pani?
Odpowiedź guwernantki zgłuszyły dźwięki teorbanu, i nieuczony widocznie, dość dźwięczny jednak w istocie i przyjemny głos pana Hryhorego, który przeciągle i tęsknie zawiódł.

„Ne chody Hryciu na wieczorniciu”...



Tak towarzystwu temu zszedł czas do saméj prawie północy. O téj dopiéro porze otworzyły się drzwi hermetycznie w ciągu dnia zamykane i żeńska połowa publiczności łozowieckiéj przeszła w głąb domu. Było to przejście ze świateł Empyreum w ciemności Erebu. W obec trzech bawialnych salonów, pokoje resztę mieszkania składające, wyglądały jak brudna, podarta, zatłuszczona podszewka kosztownego i bogatemi haftami przyozdobionego stroju. Czegobo tam nie było? W piérwszym zaraz pokoju, sypialni pani domu, stały pod ścianami wielkie kosze, vulgo kotuchy, w których kury wysiadywały na jajach. Przy wniesieniu świéc śpiące ptaki te obudziły się z przestrachem, zatrzepotały skrzydłami i w głośny alarm uderzyły. W pobliżu łoża pani Adeli mieściły się beczułki jakieś i woreczki, napełnione kosztowniéjszemi zapewne spiżarniowemi zapasami; da-