Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/147

Ta strona została uwierzytelniona.

— Pi! syknął pan Paweł — nie udaje ci się widać. Dlaczego?
— Dla różnych przyczyn. Z początku nic prawie nie umiałam sama.... odprawiono mię więc, bo dzieci nie korzystały..... Potém.... kiedym się własną pracą poduczyła już trochę, tak jakoś trafiałam..... Ale mówmy o tobie, Pawle, poco ty tu siedzisz... ty i dzieci twoje?
Pytanie to zadawała zcicha, z widoczną obawą obrażenia brata, ale zarazem z postanowieniem stanowczego z nim rozmówienia się.
Szyłło pochylił głowę i milczał chwilę.
— Czego ja tu siedzę? powtórzył. Ot siedzę.... bo cóż mam robić? Licho mi nadało sprzedać folwarczynę. Zdało mi się że mogę co lepszego kupić, dobry interes, jak to mówią zrobić.... Tymczasem nic nie kupiłem i nic nie zrobiłem, a pieniądze rozchwytali ludzie.
— Wiem, część ich pożyczyłeś Ręczycom, część Orchowskim.
— A część rozeszła się.
— Musieli ci przecież odesłać.
— Licha tam! Ręczyc miał osiemnaście lat jak pożyczył, a teraz ma dwadzieścia osiem i jeszcze nie oddał...... Co się zaś tyczy Orchowskich, Bóg-że ich wié u kogo dopominać się teraz. Ojciec pono umierający, nikogo nie widuje... synów nie znam...
— I nie upominasz się u Ręczyca o należność?
— Sześć lat ani pisnąłem. Co robić? będzie może dla dzieci.
— A jednak, rzekła Michalina, gdyby ci te piéniądze oddali przed sześcią laty, nie byłbyś tutaj, zrobiłbyś ze sobą cokolwiek.