Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/150

Ta strona została uwierzytelniona.

Westchnął z głębi piersi. Michalina trafiła słowami swemi w nieuśpioną jeszcze strunę jego serca. Nie obchodził go już honor, nie obchodziły dzieci własne, ale wzruszyło go wspomnienie matki.
Święta to kobieta.... mówił stłumionym nieco głosem. Kiedym sprzedawał swój folwark, myślałem że zaraz drugi kupię i znowu wezmę ją do siebie.... Ale stało się inaczéj.... zostało matczysko u ludzi cudzych..... i ja u cudzych.... i ty, Michasiu, u cudzych.
— Ja, Pawle, pracuję i na chléb swój zarabiam, szepnęła dziewczyna.
Szyłło ręką po oczach zwilżonych powiódł.
— Trzeba jechać! rzekł.
Michalina ramionami oplotła znowu szyję brata i uśmiechnęła się do niego tak, jak tylko prawdziwe dobre, kochające istoty uśmiechać się umieją.




O godzinie szóstéj rozlegało się już w łozowskim domu głośne stukanie drzwiami, zgrzytanie kluczy w zamkach i tym podobne gospodarskie odgłosy, którym towarzyszyły wołania pani Adeli na służbę. Lokajczyk wyszedł z przedpokoju, obarczony szczotkami i ściérkami, i z głośném stukaniem a cichym szeptem niezrozumiałych wyrzekań froterował posadzki i zbiérał pyły w bawialnych salonach. Dziéwczęta w garderobie rozpalały ogień na kominie, przystawiając doń wodę i mléko; z folwarku przywlokła się wieśniaczka, dźwigając różne garnce, kwarty, kwaterki, koszyki, koszyczki; kucharz z zaspanemi oczami wszedł także do garderoby i rzucił na podłogę stos rądli. Wszyscy