Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/168

Ta strona została uwierzytelniona.

— Do N? Ależ figuruj sobie, moja duszo, ile to ekspensów pociągnie. Trzeba mieszkanie nająć, stosowne naturalnie meble z Warszawy sprowadzić, a i tualeta zaraz inna.
— Co to jasnéj pani o to biédować? Już ja jasnéj pani mówię, żeby ten interes tylko zrobić co ja radzę...
Pani Malwina obie ręce do uszu podniosła.
— Elku! zawołała żałośnie, nie mów mi nic o interesach, ja do nich nigdy żadnéj inklinacyi nie miałam!.. Oj, poziéwanie!
— Nu, rzekł Eli z uśmiechem, ja tylko kilka słów powiem... Tu jest jeden Żydek, mój szwagier, co chce od jasnego pana Konrada Ręczyn w arendę wziąć... Un każdego roku wyprawia zboże do Królewca i sam jeździ....
— Do Królewca jeździ? co rok? z nagłem zainteresowaniem się zawołała pani Malwina.
— Każdego roku zboże do Królewca posyła, a czasem to i sam jeździ. Jakby un Ręczyn w arendę wziuł to un jasnéj pani mógłby zawsze wszystkiego z Królewca przywozić.
— A w tym roku pojedzie?
— Dla czego nie ma jechać?
— A, mój Elku kochany! jaki ty dobry jesteś, że mi o tém powiedziałeś! Tyle mi rzeczy potrzeba! Jak twój szwagier będzie się wybiérał, to ci dam regestrzyk.... zobligujesz mię mocno... A kiedy to on pojedzie.
Un zawsze na wiosnę jedzie.
Rozradowana twarz pani Malwiny zasępiła się trochę.
— Na wiosnę? powtórzyła z lekkiém westchnieniem. Widzisz-bo, mój Elku... na wiosnę jakoś najtrudniéj... remarkuj sobie, rzecz śmieszna... Dawniéj przednówki u chłopów bywały, a teraz bywają i u nas... Żeby tak twój szwagier zrobił to dla mnie i pojechał w jesieni...