Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/186

Ta strona została uwierzytelniona.

Konrad podał flakon pośpiesznie i wzdychając głośno, miał się ku odejściu. Matka rzuciła za nim spojrzenie takie, jakby go pożałowała.
— Słuchaj, kochaneczku, rzekła, nie bądźże dzieckiem! Kto to teraz długi płaci? czasy ciężkie! Niech ten Szyłło kontentuje się tém, że piéniądze jego nie przepadną. Powiedz mu że sami ledwie mamy żyć z czego...
Ale Konrada już nie było w pokoju.
— Mój panie Szyłło, rzekł dziedzic Ręczyna, wchodząc do sali jadalnéj, już na to nic nie poradzę... piéniędzy niéma... Czy to teraz takie czasy żeby długi płacić?... Pan powinieneś kontentować się tém, że piéniądze pańskie nie przepadną....
Szyłło wstał z krzesła.
— Ha, rzekł, co robić? Człowiek zgrzeszył ciężko, ojcowiznę swą bez potrzeby sprzedając i teraz pokutować musi. Ale zaco stara moja matka, moje dzieci pokutować mają? No, za moje grzechy zapewne.
Ukłonił się i otrzymawszy od przechadzającego się znowu po sali Konrada wzajemny ukłon, miał się ku odejściu. Przy drzwiach stanął znowu.
— Kiedyż mogę spodziewać się?.. zaczął.
Konrad wybuchnął.
— Ależ na wiosnę, kochany panie, na wiosnę wszystko co do grosza oddam.... jak Boga kocham oddam!.. Pan myślisz może, że ja nie chcę oddać, ale mylisz się bardzo. Ja sercebym swoje wyjął, żebym mógł, i oddał panu; ale cóż ja zrobię kiedy nie mam?
Przy ostatnich wyrazach głos jego wpadł w ton niemal żałosny.
— Poczekam więc, rzekł Szyłło i wysunął się za drzwi.
Na dziedzińcu przy bramie, obok wózka Eliego i Efro-