Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/226

Ta strona została uwierzytelniona.

W ten-to sposób, śród mnóstwa innych, nowych całkiem zjawisk, powstało jedno jeszcze a niemniéj dziwne, powstał osobliwszy proletaryat, złożony z ludzi bez własności, bez dachu, bez żadnéj określonéj kondycyi, bez przystępnéj im pracy, bez możności zarobkowania... Rozeszli się. Dokąd poszli? Ha! na traf szczęścia, na łaskę miłosierdzia ludzkiego. Rozeszli się, niosąc na głowach zdwojoną ilość włosów białych, na plecach gromady istot, z rąk ich wyglądających wyżywienia. Jedni powędrowali w strony dalekie, tam gdzie trudnić się mogli tém czém trudnili się długie lata w stronie rodzinnéj; inni utulili się w kątach cichych, zapadłych, kędy chléb najtańszy, a litość ludzka najczynniejsza; inni jeszcze z bohaterskiém nieledwie wysileniem, po przez głód, chłód i łzy, wdarli się na ścieżki ciasne dla nich, bo nowe; inni nakoniec, po krótszéj lub dłuższéj walce, stopniowo lub nagle, według charakteru i okoliczności, puścili się na zarobki łatwe, przestąpili progi miejsc, kędy nędzne okruchy czarnego chleba ludziom zgłodniałym rozdają oszustwa i występki.
Nikt nie policzy, nikt nigdy wiedziéć napewno nie będzie, ile plam ciemnych wystąpiło w porze owéj na czoła dotąd czyste, ile rąk nieskalanych jeszcze zanurzyło się w błocie, ile sumień ludzkich usnęło na wieki, a ile ich targało się, płakało, walczyło póty, aż miotane niemi piersi rozdarły się i skonały, wydając jęk żalu za grzechy dokonane z rozpaczy. Wilgotne ściany suteren i duszące stropy wysokich poddaszy widziały ludzi tych siedzących z twarzami ukrytemi w dłoniach, podczas gdy dzieci ich wyciągały z kolébek wychudłe dłonie, wołając: chleba! Widziały ich okna litościwych ludzi, gdy pochodzili ku nim nieśmiałemi kroki, z oczami wbitemi w ziemię, z dłonią która wy-