Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/38

Ta strona została uwierzytelniona.

orzeźwiające powiewy ulatywały nad polami gdym tu jechał.. Sprobuję otworzyć jedno okno... W Sierpniu i u nas bywa jak w Nizzy lub Neapolu... odetchniesz, ojcze, swobodniéj.
Mówiąc ostatnie słowa, otworzył jedno z okien ostrożnie i zwolna, jakby obawiał się zbyt nagłą zmianę sprawić w temperaturze pokoju. Fala powietrza ogrzanego słońcem, zaprawionego woniami pól poblizkich, rozpłynęła się po duszném wnętrzu komnaty; złocista płachta słonecznych blasków padła na przeciwległą ścianę, roziskrzyła szyby szaf oszklonych, powróciła dawną światłość barwom starego obrazu, zaigrała na posadzce mnóstwem ruchomych kółek i szlaków, a parę strzał ognistych rzuciła aż na stół obciążony książkami i w okopconą głąb komina.
Pan Kajetan odetchnął głęboko i z widoczną ulgą. Mieczysław wyciągnął rękę i zerwał jednę z gałęzi lipy, które gęstym, chłodnym jeszcze od porannej rosy liściem obrosłe, cisnęły się do otwartego okna.
— Piękne, kochane drzewa! wymówił z zamyśleniem w oku i uśmiechem na ustach. Rosłem, patrząc na nie. Ileż razy gałęzie ich służyły mi za gimnastyczny przyrząd, a szczyty za loże, z których ogarniałem wzrokiem okolicę naszą w całéj jéj rozciągłości! Czy wiesz, mój ojcze, że ze szczytu téj oto topoli widać miasteczko jak na dłoni i skręt Niemna w dolinie?...
Minął wzrokiem rzędy słupów obdartych, czerwonawych, po spalonéj pożarem budowie pozostałych i powolne spojrzenie wodził po polach dwór otaczających, po skraju widokręgu, siniejącym dalekiemi wzgórzami i lasami.
Pan Kajetan patrzył na syna długo i w milczeniu. Zorane czoło jego wygładzało się, na twarz zchorzałą wstę-