Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/48

Ta strona została uwierzytelniona.

lesny, żal zamglił czarne jéj oko, które mniéj suchem niż zwykle spojrzeniem ogarnęło piękną twarz syna. Czoło Mieczysława zaszło chmurą.
— Nie chciałem obrazić cię, mamo, rzekł ze smutkiem w głosie. Zagadnęłaś mię sama o rzecz obcą dla mnie poniekąd. Powiedziałem na razie to com myślał. Jestem pewny, że Lila z ust twych, mamo, słyszy jedynie zasady pełne moralności. Sądziłem tylko że dla dziewczyny téj, takiéj żywéj, płochéj, gwałtownéj.... trzebaby prócz upomnień i modlitw, jakiegoś zajęcia.... jakiegoś uczucia... nie wiem doprawdy, litości może... choćby dla ojca...
Pani Leontyna słuchała ze spuszczonemi oczami i cierpkim uśmiechem na ustach.
— Dość tego, rzekła. Nie rozumiemy się, jak zwykle; ty lekceważysz wszystko co dla mnie ma wagę najwyższą, ja zaś nie pojmuję wcale twoich myśli i żądań. Ze wszystkich prób które podobało się Panu zesłać na mnie jedną z najboleśniejszych jest ten rozdział nieprzebyty i niepojęty, który stanął pomiędzy mną a moimi synami. Nie jestem nikomu na świecie potrzebną i nikt mię nie kocha.
Odeszła obrażona, rozżalona, znękana. Mieczysław pozostał chwilę jak przykuty do miejsca. Wesołość i szczera otwartość jego zniknęły w zetknięciu z matką. Sam dom ten, do którego niedawno przybywał tak śpiesznie i radośnie, który w pamięci jego wyrył się ze kształtami wszystkich starych drzew swych, z rysunkiem wszystkich ścieżek i zakątków wydał się mu w téj chwili niemiłym i smutnym.
Po kilku minutach, które przepędził w pokoju pana Kajetana, widziéć go można było wyjeżdżającego za bramę