Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/66

Ta strona została uwierzytelniona.

Parobczak, nie odpowiadając nic, umieścił w wózku beczułkę z płynem. Eli zabiérał się do odjazdu.
Postąpił był właśnie ku wózkowi, gdy Młody Żydek położył mu rękę na ramieniu.
— Eli, rzekł, czy ty mi tylko zrobisz to co przyrzekłeś? he? Przyjm mię do swoich interesów, albo pojadę gdzieindziéj szczęścia szukać.
Żyd zwany Mowszą, trącił młodego żydka w bok łokciem.
— Co ty mu czas zabierasz? zawołał. On twój brat, to o tobie i sam pamiętać będzie, a nam trzeba z nim pogadać.
— My wszystkie do niego interesa mamy.
Elieczkie! zawołała piskliwie młoda Żydówka z sieni, ja będę czekać na twego obietnice... moje małe wnuczki siérotki będą za ciebie pana Boga prosić.
— Ny, a jak do Łozowéj pojedziesz, to pamiętaj, że Mowsza chce bardzo twoim wspólnikiem być.
— A jeżeli Łozowicz tobie Łozową puści to u mnie masz kredyt, verstehstt.
— Czemu ja nie mam takiéj dobréj rzeczy rozumieć, śmiejąc się, odpowiedział na ostatnie słowa Eli.
Siedział już na wózku i nogi opierał o beczułkę z wódką, która mu siedzenie niewygodném czyniła. To téż postawa jego, z podniesionemi zbytecznie kolanami, ścieśniona pomiędzy dwoma worami z jakiemś zbożem, które parobek na siedzeniu umieścił, przypominała dawnego faktora jeżdżącego na króciutkiéj biédce, wypakowanéj rozmaitym ładunkiem. Wyraz twarzy za to był podobny do tego, który okrywa twarz naczelnika, znajdującego się pomiędzy podwładnymi i brata otoczonego braćmi. Rozpromieniały ją: duma zadowoleniem z siebie, życzliwość dla tych, którzy gromadą otaczając wózek, podnosili oczy ku jego twa-