Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/71

Ta strona została uwierzytelniona.

ny od okopcenia kaptur stała dorosła dziewczyna żydowska, pilnując strawy warzącéj się przy ogniu; czworo dzieci różnego wieku, rozczochranych i w szare koszule lub kaftany bez rękawów poubieranych, bawiło się z gromadą małych kociąt. Na jednéj z ław wkoło ścian spało trzech Żydków, z których najstarszy mógł mieć lat piętnaście, najmłodszy dziesięć. Oprócz krzyku dzieci, miauczenie kociąt, miarowego stuku noża Żydówki siekącéj ziele i chrapania śpiących podrostków, nic więcéj dokoła słychać nie było. Czeladź dworska znajdowała się w polu i na łąkach, bydło ze swymi dozorcami na pastwiskach.
Eli nie udał się do piekarni, ale otworzył drzwi znajdujące się z drugiéj strony sieni. Były to dwie izby dość obszerne, któreby można było zrazu wziąść za hurtowy skład pościeli wszelkiego rodzaju, tyle tam stało łóżek, napełnionych piernatami i poduszkami, których stosy wznosiły się prawie aż pod belkowy sufit. Pośrodku sufitu piérwszéj izby wisiał mosiężny czteroramienny świecznik, a pod oknem stała kanapka stara, podartym perkalem okryta i wielki stół czarno pomalowany.
Eli siadł na kanapie, położył zawiniątko przed sobą na stole i zaczął je rozwiązywać powoli i z uśmiechem. Chaja o dwa kroki stojąc, głowę naprzód pochylała i ciekawemi oczami śledziła ruch rąk mężowskich. Nagle ku stołowi skoczyła, rękami plasnęła i krzyknęła:
— Och! Och!
Twarz jéj zwiędła i ogorzała promieniała radością, podziwem. Eli wyjął z zawinięcia i w dwóch palcach, ostrożnie, z rodzajem głębokiego poszanowania trzymał zawieszony w powietrzu mały surducik z granatowego sukna, ze sré-