Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/77

Ta strona została uwierzytelniona.

Makower jako dzierżawca Orchowa, trzymający w kieszeni swéj finansowe sprawy całéj rodziny, a zatem i Kamila, był figurą zbyt często potrzebną, aby ją tak bez ceremonii ode drzwi odprawić wypadło.
— Niech wejdzie, rzekł Kamil.
Eli wszedł, postąpił kilka kroków, zatrzymał się na środku pokoju, z rękami w tył założonemi, i oddał ukłon niebardzo nizki, niebardzo pokorny, trochę jednak i nizki i pokorny. Kamil ani postawy, ani miny skwaszonéj nie zmienił, skinął tylko głową dość uprzejmie.
— A co powiész, panie Makower? rzekł.
— Ja do wielmożnego pana z jednym interesem przyszedł... z moim własnym interesem. Mam wielmożnego pana o czegoś prosić.
— O cóż takiego?
— Ja chciałby wielmożnego pana prosić, żeby mnie pan powiedział to, czego ja nie wiem...
— Czego nie wiész? z żartobliwym uśmiechem przerwał Kamil. Ja ciebie, panie Makower, mam za takiego rozumnego człowieka, który wszystko wié.
— Wielmożny pan żartuje, obojętnie odparł Żyd. U nas napisano że niéma takiego człowieka i niéma takiego rozumu, coby wiedział wszystko. Ja chwalić Boga wiem co do mnie należy, ale to o czego ja chcę wielmożnego pana pytać, do mnie nie należy.
— Więc jest jeszcze na świecie coś takiego, co do was nie należy? A ja myślałem że wszystko już, na co spojrzéć, należy do was Żydów.
Jest takie rzeczy, na które człowiek patrzy oczami i takie, które delikatnym tylko rozumem zobaczyć może..