Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/95

Ta strona została uwierzytelniona.

mimo całéj zwyczajnéj sobie obojętności, z niejakim zdziwieniem na mówiącą spojrzała.
— Cóż ztąd ciociu?
— Grejs, Grejs, kochaneczko, to brzmi niby coś zagranicznego, a przytem jakie ona miała maniery!
— Nie mogłam trzymać jéj dłużéj. Nie mam szczęścia do guwernantek. Lila uczy się od lat siedmiu, a nauczycielek dla niéj zmieniłam już z osiem... Żadna dłużéj nad dziesięć miesięcy nie była. To to, to owo. Jednéj nudno, druga religii nie ma, trzecia trywialna, czwarta romansowa... słowem biédę mam z tém taką, że mi to nawet nie raz w modlitwie dystrakcyą sprawia. O te matki! te matki! ile one cierpiéć muszą, ile przenieść trosk, niepokojów, przykrości!...
— Bo nie bierz sobie tak do serca tego wszystkiego, duszo moja.. Pomiędzy nami mówiąc, o co tu tak bardzo iść może? Na guwernantki przecież córek swoich nie kierujemy... Trochę więcéj, czy trochę mniéj będą umiały, to wszystko jedno.
— Prawda, ciociu; ależ znowu trudno abym Lilę zostawiła bez nauczycielki.... świat by mię zakrzyczał, że zaniedbują jéj edukacyą...
— A no to bierz Michalinę odemnie. Wiész co, zrobisz mi tém nawet wielką łaskę.. Mam okazyą wziąść teraz do Flory Francuzkę... figuruj sobie tylko, Francuzkę rodowitą... jest tu w sąsiedztwie. Odprawiają ją, bo edukacyą panny skończyła; mogłabym ją wziąść, ale ta mi na głowie.
— Pani Leontyna myślała jeszcze chwilę.
A więc niech ciocia bierze sobie tamtę Francuzkę, a ja pannę Szyłło dla Lili zaangażuję, jeżeli ona zgodzi się na to.