Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/126

Ta strona została uwierzytelniona.

— Co do mnie, zaczął zcicha Fabian Łozowicz, zdaje mi się, panie Szyłło, że... interesa moje... nie są... nie są tak....
Przerwało mu mowę poruszenie Elego, który obejrzał się na drzwi i pośpiesznie wstał z krzesła.
— Zdaje mi się że któś jeszcze przybywa do naszéj kompanii.
Wyraz zadowolenia błysnął na twarzy Poryckiego.
Eli opuścił bawialnię.
W istocie, drzwi od ulicy otworzyły się przed chwilą i na progu pierwszéj izby stanął Kamil Orchowski.
— Czy tu mieszka Eli Makower? zapytał.
— Tu, tu! poznając dawnego współdziedzica Orchowa i śpiesznie podnosząc się z krzesła, odpowiedziała Chaja. Niech jasny pan wejdzie! bardzo proszę! Oto gość! to będzie dla mego męża niespodzianka!
— Moje uszanowanie panu! wymówił, zbliżając się Eli. Jak to dobrze, że pan przyszedł! U nas tu interesa, jak żelazo kują się na gorąco. Ja dziś sam chciałem iść do pana?
— Albożeś pan wiedział, że przyjechałem do N?
— Czemu ja nie miał wiedziéć? Ale niech pan będzie łaskaw do bawialnego pokoju!
Chaja, słysząc wzmiankę o bawialnym pokoju, uśmiechnęła się z niewymowną błogością i ze zdwojoną powagą na opuszczoném przez chwilę miejscu zasiadła.
Kamil udał się we wskazanym przez Elego kierunku. Obecność kilku osób, które znalazł w bawialni, przykre na nim zrazu uczyniła wrażenie; po chwili jednak rozmarszczył czoło i podniósł wysoko głowę, jak gdyby nie chciał być posądzanym o zmieszanie, lub jakikolwiek przymus.