Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/163

Ta strona została uwierzytelniona.

— Na co tobie gorzelnia orchowska? zapytał Eli, albo ja nie mówił Mendelowi, żeby tobie w tym roku dwie inne gorzelnie nastręczył?
— Ny, ja jemu też nastręczył i on ich wziął, zawołał faktor.
— Ale ja mam za co i trzecią jeszcze wziąć, rzekł Josiel. Ja u Orchowskiego siedem lat gorzelnię trzymał; on dobry bardzo człowiek i nigdy mnie nie skrzywdził, to mnie jego szkoda... Jak moja mała Surka przeszłéj zimy zachorowała, to jego żona przynosiła jéj sama lekarstwa, a jak mnie raz trzeba było akcyzę płacić i ja w wielkich kłopotach był, bo mnie dwustu rublów zabrakło, to on mi pożyczył. On mnie nigdy złego słowa nie powiedział, a jak spotkał kiedy na dziedzińcu, to zawsze ukłonił się i powitał: dzień dobry, panie Josiel! Oni oboje dobre ludzie, Eli, grzeczne, akuratne i staranne. Dlaczego ja nie mam z nimi po staremu w przyjaźni żyć i gorzelni u nich trzymać?
Mowy téj spokojnego i uczciwego Żyda Eli wysłuchał ze spuszczonemi oczami i schmurzonym czołem. Widoczném było, że obraz jakiś, widziany przezeń niegdyś a zapomniany, stanął przed jego pamięcią, że wątpliwość jakaś czy skrupuł ozwały się w nim znowu. Trwało to jednak krótko. Usiadł na ławie i rozpoczął z Josielem rozmowę, która cicho zrazu prowadzona, stawała się coraz głośniejszą i żwawszą, a skończyła się na tém, że Josiel przyjęte na chwilę oporne stanowisko swe opuścił i przyrzekł nie dzierżawić już gorzelni orchowskiéj.
Urządziwszy w ten sposób interesa, mające styczność z przyszłemi losy Orchowa i jego mieszkańców, Eli toczył jeszcze z Efroimem długą a cichą rozmowę, w któréj powtarzały się często nazwiska Ręczyna i Poryckiego. Gdy