Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/192

Ta strona została uwierzytelniona.

pcem.... pojmę cię za żonę, wedle wszelkich form ich zabobonnych i...
Tu umilkł nagle i zdawał się wsłuchiwać w odgłos jakiś z natężeniem. Odgłosem tym był turkot bryczki, dudniący czas jakiś gdzieś za folwarcznym dziedzińcem i milknący w oddaleniu. Ale Lila nie słyszała nic. Ostatnie słowa Ildefonsa opromieniły twarz jéj radością.
— Uczynisz to? Ildefonsie! zawołała.
Zwrócił się znowu ku niéj i miał odpowiedzieć; ale w sąsiednim, pustym dotąd salonie ozwały się liczne stąpania i głosy, drzwi rozwarły się z trzaskiem i do pokoju tłumnie, z głośnemi rozmowami, wtoczyło się kilku mężczyzn i jedna kobiéta.
Kobiéta miała na sobie czarną wełnianą suknię i białą muślinową chusteczkę na głowie. Twarz jéj drobną i chudą, o cerze żółtawéj, ożywiały małe, czarne, bardzo ruchliwe oczy. Szła przodem i widoczném było że odgrywała rolę dowódzczyni w tym dziwnym, napastniczym orszaku. Za nią wtłoczyło się we drzwi i stanęło u progu kilku mężczyzn w szarych ubraniach, zwyczajnych zagrodowym szlachcicom i zamożnym chłopom.
Lila, zdumiona i przelękniona nagłém tém a krzykliwém wtargnięciem, przykro rażona przeciwieństwem, jakie gwar ten tworzył z poprzedzającą go cichą we dwoje rozmową, porwała się z krzesła i zwracając wzrok ku towarzyszowi swemu, zawołała z uczuciem niewymownéj przykrości:
— Panie Ildefonsie! co to wszystko znaczy?
— Co znaczy to tłumne wejście wasze tutaj, moi państwo? zapytał agent główny, zwracając się z brwią ściągniętą ku przybyłéj gromadzie.