Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/224

Ta strona została uwierzytelniona.

— Smutki i walki, matko moja, znajdują się w życiu i pamięci każdego człowieka; ale burze podobne téj, która pochłonęła cnotę i może szczęście całego życia Lili...
— Burze? przerwała matka. A w mojém życiu czyż nie było burz srogich i bolesnych?
— Jeżeli były one, odrzekł syn, to oparłaś się im, matko moja, skuteczniéj, niż ta biedna ofiara własnych namiętności i nikczemności ludzkiéj...
— Ścieżki moje były w ręku Pana. Wiódł On mię niemi, według świętéj Swéj woli.
To ciągłe zwracanie się ku sobie pani Leontyny przykrém znać echem odbijało się w sercu jéj syna, bo czoło jego stawało się coraz chmurniejszém, a oczy mimowoli spuszczały się ku ziemi.
Milczeli znowu chwilę. Mieczysław pierwszy mówić zaczął, głosem który przytłumiało głębokie wzruszenie.
— Lila zsunęła się w przepaść straszną. Jeśli nikt i nic zatrzymać jéj nie zdoła, runie ona na samo jéj dno, niwecząc szczęście i spokój całego życia swego, tak jak zniweczyła już dobre swe imię. Próbowałem podać jéj dłoń braterską i pomimo wszystkiego co zaszło, otworzyć przed nią schronienie w sercu i w domu swoim. Nie przyjęła ofiary mojéj, nie chciała mnie nawet widziéć. Pomyślałem więc, że gdyby twój głos, matko, zawołał na nią, głos któryby przypomniał jéj najlepiéj czyste lata dzieciństwa, powagę i świętość domowego ogniska, rzuciłaby się może w objęcia twoje, a tybyś ją dźwignęła z poniżenia i oddała w moje ramiona, gotowe zawsze wyciągnąć się ku niéj z przebaczeniem i pomocą... Myślałem, matko...
Głos jego drżał lekko, ale powieki podniosły się i ukazały źrenice napełnione światłem gorącego uczucia.